Fragmenty „KSIĘGI PODZIĘKOWAŃ”

Paulina i Mateusz:

Dziś nasza Anielka skończyła roczek.
Nie wiem jak słowami moglibyśmy wyrazić naszą wdzięczność.
Po trzech utraconych ciążach, straciliśmy nadzieję, że kiedykolwiek będziemy mogli cieszyć się naszym maleństwem. Tak naprawdę to samo życie straciło sens. Organizm odmawiał posłuszeństwa na każdej płaszczyźnie, począwszy od stanu psychicznego, poprzez problemy z odpornością, po nawykowe zapalenia pęcherza moczowego. Czułam się, jakbym miała 90 lat (miałam 27). Gdyby nie Pani, nie wiem czy przetrwałoby nasze małżeństwo. Pod ciężarem tych wszystkich, nawarstwionych problemów, zapomnieliśmy, że jesteśmy najbliższymi sobie osobami.
Tego nam było trzeba. Osoby, która oczyści umysł i zresetuje organizm. Po każdej wizycie u Pani, wszystko stawało się prostsze i piękniejsze. Zmienił się nam całkowicie pogląd na życie.
Dziś mamy wspaniałą CÓRECZKĘ, jesteśmy RAZEM, a nasze ŻYCIE układa się tak, jak sobie je modelujemy.

Lech: Kochana Dorotko! Własnie zbliża się 10 lat jak szczęśliwy los pozwolił mi poznać Cię i metody Twojej pracy dla dobra ludzi. Ma w tym udział Twoja mama która w odpowiednim momencie dotknęła mojej ręki. Przez wiele następnych dni, miesięcy i lat doświadczyłem dobrego, a wręcz cudownego efektu Twoich metod uzdrawiania. Nie będę pisał jakie miałem dolegliwości i co Ty robiłaś. Nie znam szczegółów. Nie o to chodzi. Najważniejszy jest efekt. Obecnie po 10 latach z okazji rocznicy o której było wyżej, mogę powiedzieć, że ostatnie badania lekarskie dotyczące stanu mego zdrowia stwierdzają co następuje:
– serce – zdrowe,
– żołądek – bez zastrzeżeń,
– samopoczucie – oby tak dalej.
Dziękuję Ci serdecznie i życzę dalej efektów pracy.
Leszek G.
PS. Dla porządku informacji w tym roku ukończyłem 82 lata.

Małgorzata: Kochana Pani Doroto! Dziękuję Pani za ocalenie mojego syna i mojej rodziny, uzdrowiła go Pani przez zabiegi terapeutyczne i zalecane suplementy. Mój 13-sto letni syn miał problemy z jedzeniem z powodu tzw „kamieni na migdałach”, często chorował na zapalenie gardła i migdałków, miewał zaleganie flegmy nazywał to „glutem w gardle”. Objawy które wymieniłam utrudniały mu normalne funkcjonowanie, był zmęczony, rozdrażniony, bał się jeść twierdził, że pokarm zatrzyma mu się w gardle i się udusi. Szukałam pomocy u różnych lekarzy, zalecali antybiotyki i syropy wykrztuśne, na krótko pomagały, potem choroba na nowo wracała i tak na okrągło przez około cztery lata. Byłam bezradna w chorobie mojego dziecka, lekarze nie byli w stanie pomóc mojemu synowi. Na szczęście moje i mojego syna dostałam namiary na Panią. Zgłosiłam się do Pani bezradna i bezsilna, bez wiary w uzdrowienie mojego syna, ale pomyślałam co to szkodzi spróbować i tej możliwości. Zastałam Panią – „KOBIETĘ” o bardzo łagodnym obliczu i balsamicznym głosie i chęci „OTULENIA MNIE PELERYNKĄ SZCZĘŚCIA I RADOŚCI”. Wraz z moim synem poddaliśmy się zabiegom terapeutycznym. Już po pierwszym zabiegu terapeutycznym mój syn pozbył się flegmy tzn „gluta” i po powrocie do domu zjadł posiłek i nie bał się, że się udławi. Każda wizyta u Pani i wykonywane przez Panią zabiegi przynosiły poprawę zdrowia mojego dziecka. Na kolejnej wizycie, gdy wykonywała Pani zabieg rozluźniający czaszkowo-krzyżowy mój syn w czasie zabiegu wił się, krzyczał, prężył, sprawiał wrażenie jakby ktoś obkleił go mrówkami, a po zabiegu czuł się zmęczony. Po powrocie do domu stan zdrowia poprawił się szybko, powróciła radość życia mojego dziecka, chęć działania i mogę powiedzieć, że moje dziecko zostało uzdrowione, jest zdrowy. Dziękuję Pani za tzw. „PELERYNKĘ” którą otuliła Pani mojego syna i mnie. Ja po Pani zabiegach czuję się świetnie i mam ogromną radość życia. Pani Doroto niech „Dar” jaki podarował Pani los uzdrawia i pomaga ludziom przywracać radość życia i niech Pani tzw. „PELERYNKĄ” (tak nazwałam Pani MOC) otula jak najwięcej ludzi.

Kamila: Kochana Pani Dorotko! Chciałabym podziękować Pani za wszystko co zrobiła Pani dla mnie. Jestem wdzięczna za tak wiele :) Za uzdrowienie mnie, moich dzieci. Zgłosiłam się do Pani z 7-letnią córką, która miała Atopowe Zapalenie Skóry oraz stwierdzone przedwczesne dojrzewanie. AZS objawiało się tak, że córka miała bardzo często wysypaną skórę, suchą i tak bardzo swędzącą, że przeważnie drapała się do krwi. Praktycznie przez tyle lat na palcach jednej ręki mogłam policzyć przespane przez nią noce. Ciągle płakała przez sen, jęczała, skręcała i wiła mamrotając pod nosem. Dla lekarzy nie był to problem czy powód do leczenia. Poza AZS zaczęła przedwczesne dojrzewanie i przez ok 1,5 roku raz w miesiącu miała podawany zastrzyk. Po półtora roku nie zaszły żadne zauważalne zmiany, lekarze twierdzili, że podawany dziecku domięśniowo, co miesiąc hormon jest kompletnie nieszkodliwy i nie ma obaw na żadne skutki uboczne długotrwałej terapii i w związku z tym miałam być pod tzw. „opieką” kolejnych kilka lat. Zaniepokojona zaczęłam czytać jakie faktycznie są skutki po wieloletnich terapiach, zszokowało mnie to co przeczytałam. Ten „nieszkodlwy” lek podawany dziecku to lek głównie na bardzo ciężkie nowotwory, a skutki uboczne ciągnęły się przez kolejną stronę zaczynając od krwawień bezpośrednio już nawet po podaniu leku. Bezradność jest straszną rzeczą, tym bardziej, gdy dotyczy ona własnych dzieci. Próbowałam wielu rzeczy, odwiedziłam wielu specjalistów, nikt nie umiał nam pomóc. W tym właśnie momencie pojawiła się Pani. Pierwsze spotkanie okazało się zwrotem w zupełnie innym kierunku, w tym dobrym kierunku. Pierwsze wizyty przebiegły z lekkim dystansem z mojej strony, choć oczarowana całą filozofia i procesem uzdrawiania miałam nadzieję, że właśnie to pomoże mojemu dziecku. Córka przyjmowała suplementy, te dobre, przychodziłam z nią na zabiegi rozluźniające, czyli terapie czaszkowo-krzyżową i zabiegi energetyczne reiki. Za Pani namową sama ze sobą zaczęłam przychodzić na wizyty. Słysząc „..że najpierw mama musi wyzdrowieć, bo dopiero zdrowa mama może mieć zdrowe dzieci..” zaczęłam więc przychodzić na spotkania sama ze sobą, jednak uważałam się za zdrową osobę. Przez ten cały okres, a jestem u Pani już ponad dwa lata, tyle się zmieniło, że ciężko to opisać słowami i przenieść na kartkę. Po dwóch miesiącach terapii zrezygnowałam całkowicie z hormonów dla córki i całkowicie poddałam się Pani. Dziś córka jest zdrowym dzieckiem, dojrzewanie stanęło w miejscu, po AZS nie ma śladu, córka normalnie śpi, co kiedyś wydawało mi się nieprawdopodobne, wychowawczyni w szkole również powiedziała, że córka na przełomie roku zmieniła się diametralnie, jest spokojniejsza i bardziej skoncentrowana na zajęciach. Ja niby ta zdrowa, wyleczyłam się z bardzo silnych i coraz częstszych bólów głowy. Biegając ciągle po lekarzach i martwiąc się o dzieci, człowiek nie zawsze ma czas czy chęci zastanawiać się czy coś mu dolega. Bolała głowa – brałam tabletkę, a analizując po czasie to bóle były tak częste i silne, że przyjmowałam tabletki coraz mocniejsze i w coraz większych dawkach i to praktycznie codziennie. Do tego miałam chroniczne zmęczenie, potrafiłam przyjść z pracy i iść spać. Potrafiłam spać po 12-14 godzin i czułam się dalej wykończona, mimo iż nie pracuję fizycznie. Odetkał się również mój nos który jak się okazało zatkany był od dzieciństwa i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dużo jeszcze mniejszych i większych problemów wyszło na jaw zarówno zdrowotnych jak i emocjonalnych. Wszystko na szczęście jest już za mną. W połowie uzdrawiania, okazało się jeszcze, że mój wtedy 5-letni syn ma problem ze wzrokiem. Nigdy nie było jakichkolwiek sygnałów, że jest coś nie tak. Nie wiedząc czemu zaprowadziłam dzieci „nadprogramowo” do okulisty na kontrolę. Nigdy tego nie robię, gdyż wszelkie bilanse i badania robię stosownie do ich wieku, jak jest z góry ustalone w książeczce zdrowia. Nie było żadnych niepokojących sygnałów, aż do tej wizyty, gdzie lekarz stwierdził, iż dziecko nie widzi na lewe oko. Najpierw przyjęłam to z niedowierzaniem i od razu potwierdziłam opinię w prywatnym gabinecie. Usłyszałam, że oko praktycznie nie reaguje, zaczyna „obumierać”, a na tablicy Snellena widział tylko tą największą liczbę. Było to potwierdzone u trzech okulistów. Dla mnie to był szok! Zaczęłam oczywiście terapie z synem u Pani i dodatkowo pod nadzorem bardzo dobrej Pani doktor – okulistki ze Szczecina. Rozpoczęłam etap dosłownie ratowania wzroku syna. Po pół roku, naprawdę po pół roku wizyt u Pani na zabiegach rozluźniających czaszkowo-krzyżowych i reiki, przyjmowania suplementów oraz ćwiczeniach i naświetleniach zleconych przez okulistkę usłyszałam, cytuję „…stał się cud!” Pani doktor- okulistka kilka razy zaglądała badając dziecko kiedy się u niej zjawiliśmy i z jaką wadą. Sama nie wierzyła, i powtarzała „… przyszliście z taką wadą…, rety pół roku…, gratuluję…, stał się cud…, stał się cud. I faktycznie stał się cud, a to wszystko dzięki Pani, Pani Doroto. Po roku wizyt z synkiem u Pani, prowadzący lekarz-okulista powiedział mi, że dalsze pobyty w szpitalu (ćwiczenie wzroku) są na dzień dzisiejszy już niepotrzebne. Mam jedynie co jakiś czas pojawiać się w poradni z synem, bo wzrok jest już jak „unormowany”, że wszystko co trzeba było zrobić jest zrobione. Na ostatniej wizycie syn czytał tablicę Snellena w okularach do przedostatniej linijki od dołu. Sama nie wierzyłam, patrząc jak coraz niżej czyta nawet te najmniejsze liczby. Cud. Ale wiem, że bez Pani wiele cudów w moim życiu by się nie wydarzyło. Ciężko opisać zmiany, które wydarzyły się przez te dwa lata w naszej rodzinie, ale cieszę się, że stanęła Pani na mojej drodze. Pięknie i z całego serca dziękuję za wszystko. Za pozytywną energię, której kiedyś i nie rozumiałam i nie czułam, za miłość, cierpliwość, zrozumienie, zaangażowanie, za te długie rozmowy podczas wizyt, za to że tak dużo teraz widzę i każdego dnia uśmiecham się do siebie, wiedzą że jest coraz lepiej. Dziękuję, bardzo Pani dziękuję!
P.S. Ciągle Pani szuka u nas „Anioła Uzdrowienia” a to Pani nim jest Pani Dorotko. Pani jest tym Aniołem Uzdrowienia.

Paweł: Wspaniała Pani Doroto! Na początku chciałbym z całego serca podziękować za Pani dobroć i ogromne wsparcie. Nie ma słów, które mogą wyrazić Pani zaangażowanie, profesjonalizm, staranność, cierpliwość i poświęcenie. Czysty przypadek albo dar od losu sprawił, iż znalazłem drogę do Pani. Bardzo mi Pani pomogła w odzyskaniu zdrowia. Teraz mam zupełnie inne priorytety i podejście do życia. Brak poszanowania zdrowia i żądza pieniądza doprowadziły mnie do utraty sprawności fizycznej i psychicznej. Byłem wyłączony z życia przez 4 miesiące. Przez ten trudny dla mnie okres miałem czas na kontemplację i zadumę. Zrozumiałem, że zdrowie to bezcenny dar i nie można igrać z życiem. Żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować cierpienia i bólu jakiego doświadczyłem w trakcie choroby. Zrozumiałem, że w życiu najważniejszy jest spokój wewnętrzny, opanowanie. Także dążenie do założonych celów, jednakże nie za wszelką cenę. Gdy znalazłem do Pani drogę byłem w fatalnym stanie zdrowotnym. Dokuczał mi ból kręgosłupa i drętwienie prawej nogi. Bardzo cierpiałem. Nie mogłem normalnie funkcjonować. Sprawność mojego organizmu z 100% zmalała do 20% – neurolodzy proponowali operację. W krótkim czasie, po systematycznych wizytach u Pani zauważyłem poprawę mojego stanu zdrowia. Oczywiście mam na myśli stan fizyczny. Po jakimś czasie również dostrzegłem, że następują we mnie zmiany wewnętrzne, emocjonalne. Kompletnie inaczej zacząłem spoglądać na otaczający mnie świat i zauważać inne wartości w życiu. Zdałem sobie sprawę, iż moje zdrowie jest bardzo ważne i bezcenne. Obecnie moją kondycję fizyczną i ogólne zdrowie uważam za dobre. Cieszę się życiem i już jestem w stanie normalnie funkcjonować. Na mojej twarzy znów zagościł uśmiech. Bardzo duża w tym Pani zasługa. Chciałbym, aby moja historia i opowieść była przestrogą dla innych. Warto czasami, choć na chwilę zatrzymać sie i zastanowić – co w życiu jest najważniejsze. Na pewno nie pieniądze. W prawdzie ułatwiają życie, jednak zdrowia nie odkupisz. Jeszcze raz, chcę Pani ogromnie podziękować za wszystkie starania, dobroć, serdeczność i złote serce. Gorąco pozdrawiam i życzę Pani dużo miłości, szczęścia oraz wszelkiej pomyślności.

Barbara: Kochana Dorotko! W tym roku minie 5-ty rok jak uczęszczam na terapię czaszkowo-krzyżową. Na wstępie chcę podziękować przemiłej i ciepłej osobie Irence R. od której usłyszałam dużo dobrego o tobie Dorotko i Twojej terapii. Dziękuję Bogu za Posłańca Anioła – ziemskiego Irenkę R, która pokazała mi drogę do Ciebie. A jak się później przekonałam, cała Twoja terapia okazała się bardzo ważna i znacząca nie tylko dla mnie, ale i dla całej mojej rodziny. Przez ten czas terapii doświadczyłam od Ciebie Dorotko tyle Dobroci, Ciepła, Współczucia, Akceptacji, Cierpliwości, Tolerancji, SERCA i MIŁOŚCI jakiej nie zaznałam chyba w ciągu całego mojego wcześniejszego życia. A przede wszystkim podczas moich zwierzeń, opowiadań, łez, wzruszeń i emocji towarzyszących licznym uwolnieniom ozdrawiającym. Twój „GŁOS NIEZAZNANEJ MATKI” tak dalece potrafił wzbudzić moją ufność i poczucie bezpieczeństwa, że otworzyłam się i powierzyłam Tobie Dorotko swoje największe tajemnice, których przedtem (oprócz mojego męża) nikt wcześniej nie znał. Dziękuję Bogu za to, że postawił Ciebie na mojej drodze. Dziękuję za Ciebie Dorotko! Za Posłańca – Anioła ziemskiego i największego Nauczyciela, Terapeutę-Uzdrowiciela i Mistrza Duchowego w jednym. Dorotko! Twoja WIEDZA, DOŚWIADCZENIE I MĄDROŚĆ ŻYCIOWA oraz wielkie SERCE I MIŁOŚĆ jakie masz do tego co myślisz, jak myślisz i co robisz, a przy tym wszystkim Twoja ujmująca Pokora, Skromność i Szacunek Sza PO BA! Dorotko! SzaPO Ba! Twoje ŚWIATŁO I MIŁOŚĆ PROMIENIEJĄ na wszystko i wszystkich! Dziękuję Ci, za ten etap drogi, który już przebyłam i jaką się stałam. Dziękuję Ci, za to Twoje BUDZENIE, WYBUDZANIE I PRZEBUDZANIE mnie w „DRODZE DO SIEBIE”, by odnaleźć siebie i zrozumieć, że zawsze byłam i Jestem Tym, czym stworzył mnie Bóg. Czyli: Piękną, Zdrową, Niewinną, Mądrą, Radosną, Bogatą, Kochającą, i Kochaną – jednym słowem Doskonałą Istotą. Dziękuję Ci Święty Boże za to, że Jestem, Jaka Jestem! Dorotko! Bądź Pozdrowiony Wojowniku Światła!!! Z wdzięcznością Barbara Wiśniewska Stargard, maj 2015

Elwira: Mikołaj urodził się 2.09.2011 roku z zakażeniem układu moczowego bakterią Escherichia Coli miano 10 do 7. Był leczony antybiotykiem przez 6 dni. Kiedy miał 2 miesiące lekarz w przychodni zapobiegawczo przepisał Mikołajkowi antybiotyk. Po kolejnych 2 miesiącach obowiązkowe szczepienie. Mikołajek gorączkował, po kilku dniach z gorączką 39 stopni trafiliśmy do szpitala. Wyniki badań wykazały, że jest to: ostre, odmiedniczkowe zapalenie nerek przy badaniu pediatrycznym stwierdzono tez, że ma przyrośnięty język. Mikołaj był hospitalizowany i leczony antybiotykami przez 7 dni. Kilka dni po wyjściu ze szpitala zrobiliśmy kontrolne badanie moczu. Niestety wynik był dodatni — eschercihia coli miano 10 do 7. Kolejna 5 dniowa antybiotykoterapia. Po 5 dniach przyjmowania antybiotyków badania kontrolne wykazywały, iż zakażenie minęło. Trzy dni później zrobiłam kolejne badanie ponieważ zaniepokoił mnie zapach moczu dziecka – wynik był dodatni a diagnoza brzmiała: escherichia coli miano 10 do 7. Taka sytuacja powtarzała się przez 4 miesiące. Mikołajek przez 4 miesiące przyjmował antybiotyki, które jak się szybko okazało nie były obojętne dla jego malutkiego organizmu. Dziecko przestało mówić, załatwiał się raz na kilka dni z wielkim trudem i płaczem, był nadpobudliwy, płaczliwy, niespokojny, wycofany, codziennie usypiał dopiero po 2 w nocy oraz miał tiki nerwowe, które pediatrzy zdiagnozowali jako padaczkę dziecięcą i zalecili badania a jak zaczął chodzić okazało się, że ma krótszą nóżkę. Trwałoby to jeszcze kilka miesięcy gdyby nie przypadek a może przeznaczenie…? Pewnego słonecznego dnia szukając w internecie świecowania uszu dla siebie znalazłam numer pani Doroty Ochman — naturoterapeutki.. Pani Dorota poprosiła abym na wizytę przyszła z aktualnymi wynikami badań. Okazało się, że wyniki miałam tak dobre jak nigdy dotąd a pani Dorota może pomóc mojemu dziecku. Natychmiast zaleciła odstawienie antybiotyków, wzmacniała organizm dziecka zabiegami energetycznymi, zaleciła suplementy odpowiednie do wieku, esencje dr Bacha oraz rozpoczęła leczenie terapią czaszkowo —krzyżową, której ja również się poddałam. Jest to bardzo dobry pomysł, żeby razem z dzieckiem terapii poddała się również matka ponieważ są oni w jednym polu energetycznym. Bardzo ważne dla dziecka jest uzdrawianie matki, ponieważ jej emocje i osłabienie fizyczne blokują dziecko. Podczas terapii były momenty krytyczne tzw. „ kryzysy ozdrowieńcze” np. wysoka gorączka, rozdrażnienie, lęki, osłabienie. Jest to związane z oczyszczaniem organizmu i z uwolnieniami psychosomatycznymi. Cieszę się, iż mimo chwil zwątpienia zaufałam pani Dorocie, że w tych najgorszych momentach nie zrezygnowałam, chociaż miałam takie myśli. I tak powolutku, kroczek po kroczku zaczęliśmy zdrowieć, nasze organizmy zaczęły się oczyszczać i regenerować. Z miesiąca na miesiąc wyniki badań Mikołajka były coraz lepsze a po przyrośniętym języku oraz krótszej nóżce nie ma śladu. Ja jestem coraz silniejsza a dziecko zdrowieje w oczach. Dzięki zabiegom pani Doroty oraz odpowiedniej suplementacji Mikołaj jest dzisiaj cudownym, pogodnym, spokojnym, szczęśliwym dzieckiem. Pani Dorota Ochman jest bardzo ciepłą, pogodną osobą, rozumiejącą wszystkich bez wyjątku. Ma ogromną wiedzę, z której pozwała czerpać całymi garściami. Nie tylko leczy ciało, umysł i duszę ale również przekazuje cierpliwie swoją wiedzę a jej pacjenci zdrowieją, rozwijają się duchowo, ale również zmieniają swoje życie i relacje na lepsze, bardziej wartościowe. Pani Dorota jest naszym ziemskim aniołem. Jestem jej ogromnie wdzięczna za wszystkie przegadane godziny, za ciepło, zrozumienie i zdrowie! Dziękuję.
Z miłością Elwira Bednarska Stargard Szczeciński 13.03.2013 r.

Renata: Nasza przygoda z terapią naturalną rozpoczęła się w 2008r. Do Pani Doroty Ochman trafiliśmy dzięki znajomej mojej mamy, której pomogła w powrocie do zdrowia. Było dla nas zupełnym zaskoczeniem, ponieważ zajmowała się nie tylko ciałem ale umysłem i duszą czyli całością. Mój syn Maciek trafił do Pani Doroty powiększonymi migdałami, brakiem odporności, poszerzonymi miedniczkami, utrudnionym odpływem moczu, od urodzenia brak samodzielnego wypróżniania, brakiem mowy, wiotkością ciała, częste zapalenie gardła, zapalenie jamy ustnej, szmery serca, pęcherz zawierał zagęszczony mocz, po urodzeniu miał zaburzenia w oddychaniu, przedwczesną żółtaczkę noworodkową, zapalenie płuc. Maciek przeszedł wszystkie szczepienia plus dodatkowe 3 w 1, później okazało się, że ma cechy autystyczne i przestał mówić. Po pewnym czasie ja i moja mama również rozpoczęłyśmy terapie. Okazało się, że bardzo ważne jest abym i Ja dołączyła do Maćka, jeżeli chcę wiedzieć co się z nim dzieje, co przechodzi, co czuje. Jest to bardzo trudne do opisania, trzeba to samemu przeżyć. Nie umiem opisać jaka byłam wcześniej zrozpaczona, widząc w jakim stanie jest mój synek i jak mogę mu pomóc. To mnie i moich rodziców przytłoczyło: czułam żal, złość – ile ja nocy przepłakałam, teraz już nie pamiętam i nie chce pamiętać. Zaczęła się wędrówka od lekarza do lekarza, ilu ja z synkiem odwiedziłam specjalistów poradni nie wiem czy ktoś by mi uwierzył pamiętam wszystkich i te recepty a na nich ciągle nowe leki , które nie działały (często były to antybiotyki). Moja półka uginała się od leków, które nie działały. Kiedy „cudowne leki” nie przynosiły efektów specjaliści radzili abym próbowała domowych sposobów np: na załatwianie się może sok z buraka , a może…mogłabym wymieniać bez końca, tylko po co. Maciek był coraz starszy i bez sił, większość czasu spędzał w łóżku. Nie miał siły wziąć kredki do rączki, a co dopiero jeździć na rowerze. Wiotkość ciała zauważyłam u Maćka, jak się poruszał. Miałam wrażenie , że się rozpadnie jak domek z kart. Biegać nie mógł, bo serce nie pozwalało, szybko się męczył. To wszystko nie pozwalało na normalne życie. Z tamtego okresu nie pamiętam, żebyśmy Ja i moi rodzice mieli normalne życie. Łzy, martwienie się, lęk to było codziennością, to było moje życie – innego nie pamiętam. Zastanawiałam się w jakiej poradni jeszcze nie byliśmy. Zazdrościłam innym matkom, cieszyły się macierzyństwem a ja czułam ból, lęk i strach i zero nadziei na lepsze. Następny etap choroby to moment, kiedy zauważyliśmy u Maćka zachowania autystyczne. Uwielbienie dla liczb, kalendarzy, książek, wszystko seriami musiało być kupowane, bał się głośnej muzyki, mikrofonu, nie lubił być dotykany, w pokoju mogła być z nim tylko 1 osoba, brak mowy. Opisałam tylko niektóre z nich. Następni specjaliści – aż coś we mnie pękło i powiedziałam DOŚĆ!!!!!!!!!!!!!! Rozpoczęła się terapia składająca się z porad dietetycznych, esencji kwiatowych dr Bacha, nazywane przez mojego synka kropelkami radości i mądrości i jest w tym wiele prawdy, suplementów odżywiania, zabiegów oczyszczających i energetycznych reiki, terapii czaszkowo-krzyżowej. Po zastosowaniu tego wszystkiego u Maćka nastąpiła: większa odporność (nie zażywa od 5 lat żadnych leków, antybiotyków), sam się wypróżnia, mniejsza wiotkość ciała, chodzi do normalnej szkoły, klasy, jest jednym z niewielu uczniów , którzy czytają tekst ze zrozumieniem, pisze o wiele szybciej. Przez 4 dni na początku 1 klasy był w innej szkole lecz przeniosłam syna gdyż, Pani nauczycielka stwierdziła , dobrze jak będzie się umiał podpisać” nie skomentuje tego. Jest bardzo dobry z matematyki, sam zrobi przy sobie wszystko (ubierze się, sam się umyje), ma coraz mniej cech autystycznych (lubi szkołę, lubi się bawić z dziećmi, brakuje mu ich kiedy nie chodzi do szkoły, ma swojego przyjaciela, odczuwa samotność, czasami jest gadułą, brakuje mu słów, jest otwarty i lubiany, ma swój styl, nie jest mu wszystko jedno). To wszystko dzięki terapii, która daje zdrowie i zwraca mi syna – tak to czuję. Teraz rozumiem, co to znaczy mieć dziecko i cieszyć się nim. Dziękujemy Pani Dorocie za to, że widzi w każdym człowieku dobro, że z każdej sytuacji jest wyjście. Nie umiemy wyrazić słowami ile Pani daje z siebie, nasze telefony dniami, nocami zawsze Pani (Dorotka jak to mówi synek) odbiera , tłumaczy. Dziękujemy Bogu, że Panią spotkaliśmy, z Pani wiedzy ciągle czerpiemy. Terapia to nie magia, jestem osoba wierzącą i praktykującą. Jeżeli widzieć w każdym człowieku dobro, dbać o siebie i mieć odwagę żyć i robić to czego lęk nie pozwalał… czy to magia? Wiem to po sobie – ludzie boją się terapii , często ją przerywają, nie kończą, a to według mnie z 2 powodów: boją się być zdrowymi, bo co dalej będę robił (brak pomysłów na dalsze życie), a drugie to potęga świadomości (jaką mam w sobie siłę i co mogę , – to przeraża i zniewala). Kiedy rozpoczynaliśmy terapię nie wiedziałam co nas czeka, ile będziemy musieli przejść, ale było warto. Chcę powiedzieć, że terapia działa! Pokonałam wiele lęków, wiem co chcę robić w życiu, mam zupełnie inne podejście do życia, ludzi. Człowiek staje się spokojniejszy, wyciszony i zadowolony. Zaczęłam wierzyć w siebie i ludzi. W dziwny sposób zaczyna się wszystko układać bardzo korzystnie. Chciałabym napisać dokładnie jak to wszystko się zmienia, jak działa terapia, ale to temat na książkę. Mieliśmy szczęście, bo spotkaliśmy Panią Dorotę i było mi dane stworzyć zespół nie z tej ziemi: logopeda, cudowna osoba podchodząca do dzieci z miłością, nauczycieli, którzy nie skreślili Maćka ale dali mu szanse i pracują z nim, moi rodzice, którzy zawsze nam pomagają, oraz nasz lekarz Pani Dorota Ochman, a z jej wiedzy czerpiemy jak ze źródła. Dziękujemy! Renata z Pyrzyc

Leszek: Do Pani Doroty trafiłem około 4 miesiące temu z silnym bólem barku / prawego/, mrowieniem promieniującym do prawej nogi. Oczywiście, wcześniej byłem u lekarza specjalisty, który przepisał mi środki przeciwbólowe i antybiotyki. Poprawa jednak nie następowała. Przypadkowo tak się złożyło, że podobną dolegliwość miał mój znajomy / również ból barku, trafił do innego lekarza ale dostał te same leki co ja/ efekt był ten sam czyli żaden, ale miał to szczęście że znał wcześniej Panią Dorotę i udał się do niej. Po dwóch tygodniach zapomniał o barku i wrócił do pracy a ja w dalszym ciągu nie mogłem ubrać płaszcza, bo taki odczuwałem ból. Postanowiłem wtedy też skorzystać z pomocy Pani Doroty. Pamiętam po pierwszym zabiegu / terapia czaszkowo—krzyżowa/ wyszedłem zrelaksowany i dawno tak dobrze się nie czułem, bark jednak bolał dalej ale zdawałem sobie sprawę, że na wszystko potrzeba czasu. Pani Dorota zaaplikowała mi również niezbędne minerały i witaminy. Z zabiegu na zabieg czułem się coraz lepiej po miesiącu zniknął niespodziewanie kaszel, który miałem od 6 miesięcy i niby nic nie było na płucach / zdjęcie/ a szczególnie na wiosnę nie mogłem się go pozbyć. Zabiegi u Pani Doroty odbywałem z częstotliwością średnio raz w tygodniu. Po około 3 miesiącach jeden z zabiegów zamiast 1 godziny trwał 3 godziny. Poczułem uwolnienie całej prawej strony ciała (niekontrolowane przeze mnie odruchy prawej strony i przepływ ciepłych prądów w prawej części ciała), ale też pojawiły się pewne przeżycia traumatyczne sprzed około 15 lat. To był przełom – na drugi dzień zapomniałem o bólu barku i poczułem się świetnie, byłem zaskoczony, że można tak dobrze się czuć bez żadnych dolegliwości ale też być w bardzo dobrym stanie psychicznym./ przyczyniły się do tego przepisane przez Panią Dorotę suplementy/ i odblokowanie całościowe mojego ciała. W tej chwili czekają mnie jeszcze 3 zabiegi kończące 4 miesięczną terapię, a później już tylko raz w miesiącu zabieg podtrzymujący dobrą kondycję fizyczną i psychiczną no i suplementy w zmniejszonej dawce, ale wspomagające organizm. Wniosek generalny, który mi się obecnie nasuwa to lepiej zapobiegać powstawaniu chorób niż leczyć ich skutki. Terapia u Pani Doroty spełnia to w 100%. Dziękuję!

Barbara: Kochana Pani Dorotko ! Pragnę serdecznie Pani podziękować  za wszelką okazaną pomoc i uzdrowienie mojej córki. Dzięki metodom terapii, które Pani stosuje moja córka odzyskała zdrowie, siły i radość życia. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że spotkałyśmy Panią. To był moment, kiedy straciłyśmy nadzieję, ponieważ żadne różnorodne lekarstwa, przepisywane przez specjalistów nie pomagały. Życzę Pani dużo zdrowia, siły i dużo czasu dla siebie i innych, żeby mogła Pani wielu ludziom pomagać, kiedy już inni tego nie potrafią lub stracili nadzieję. Świat byłby zdrowszy i szczęśliwszy gdyby więcej było takich wspaniałych ludzi jak Pani. Z wyrazami szacunku i ogromnej wdzięczności.

Bogusława: Pani Doroto! Chciałabym Pani podziękować za wszystko co zrobiła Pani dla mojego syna. Wniosła Pani także w moje życie wiele radości, energii i nadziei. Jest Pani wyjątkową osobą, którą zapamiętam na zawsze. Niech się Pani wiedzie ! Niech otacza Panią miłość, pokój i życzliwość ludzka. Niech dopisuje Pani  zdrowie ! Naprawdę nie mam słów, żeby wyrazić Pani moją wdzięczność.  Jest Pani cudownym człowiekiem! Dziękuję.

Mama 9-letniego Dawida: Pani Dorotko! Syn gdy skończył 3 latka zaczął notorycznie chorować na zapalenie krtani, do tego doszły bakterie gronkowca, które zaatakowały śluzówkę nosa i gardła, a co za tym idzie – wieloletnie antybiotykowanie . Jeden antybiotyk za drugim, poprawa na krótko i choroba na nowo atakowała, tylko z gorszym skutkiem. Syn nie chciał jeść, ciągle bolał go brzuszek i głowa. Był bardzo płaczliwy, nie panował zupełnie nad swoimi emocjami, a o zabawie z rówieśnikami nie było mowy. Jakby tego wszystkiego było mało, po zrobieniu wyników okazało się, że u syna pojawiła się lamblia. Na szczęście trafiliśmy w ręce Pani Doroty. Po przeprowadzonym wywiadzie doradziła nam zażywanie suplementów odżywiania, do których po  niedługim czasie doszły zabiegi Reiki i esencje dra Bacha. Na lamblie też znalazło się skuteczne lekarstwo. Na zabiegi przychodziliśmy systematycznie, trwało to kilkanaście miesięcy. Czasami było naprawdę ciężko (kryzysy ozdrowieńcze), ale proszę mi wierzyć – było warto! Syn jest teraz zdrowym, energicznym i radosnym chłopcem. Dziękuję!

Mirosława: Pani Dorotko! PRAGNĘ OPISAĆ JAK WIELE PANI ZAWDZIĘCZAM. Pragnę opisać jak wiele pani zawdzięczam. W grudniu 2005r. pojawiły się biegunki. Lekarze przez 3 miesiące nie potrafili zdiagnozować choroby. W marcu 2006r. przeszłam operację podczas której wycięto mi guzka jelita grubego, guza wątroby oraz kilka drobnych guzów na węzłach chłonnych. W marcu 2007r. znów powróciły biegunki, zapisywano mi leki na wstrzymanie biegunek. To jednak nic nie pomogło. Biegunki były coraz częstsze, dochodziło do 20 wypróżnień na dobę. Zaczęłam bardzo szybko tracić na wadze, ważyłam już tylko 37kg i byłam bardzo chuda. W związku z tym czułam się coraz gorzej nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Nie mogłam na siebie patrzeć oraz miałam coraz częstsze napady płaczu zupełnie bez powodu. Moje życie było PIEKŁEM! Bałam się cokolwiek zjeść lub wypić żeby tylko nie wylądować w toalecie. W ogóle nie wychodziłam z domu i z nikim się nie spotykałam. Bardzo się wstydziłam swojego wyglądu oraz ciągłych biegunek. Zgłosiłam się do psychiatry, który zapisał tabletki, po których ustały trochę napady płaczu lecz biegunki były nadal. Do tego doszły bezsenne noce oraz ciągłe lęki, że umieram. Wtedy trafiłam do Pani Doroty. Po 3 miesiącach czuję się świetnie, biegunki zupełnie ustały, mogę wszystko jeść, a w nocy śpię. Po prostu zaczęłam znowu żyć. Odnowiłam kontakty towarzyskie oraz znów mogę wychodzić z domu swobodnie. Jestem bardzo wdzięczna Pani Dorocie, bo  jestem przekonana, że gdyby nie jej terapia to na pewno nie było by mnie już na tym świecie. JESZCZE RAZ Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ I JESTEM DOZGONNIE WDZIĘCZNA.

Julita z rodziną: Kochana Pani Dorotko! Nie znajduję słów, by powiedzieć jak bardzo dziękuję za wszystko to, co zrobiła Pani dla mnie i moich bliskich. Jest Pani dla mnie osobą niezwykłą, pełną miłości, spokoju i harmonii, i niezwykłe jest również to z jakim zaangażowaniem i cierpliwością pomaga Pani innym. Ja sama jestem doskonałym przykładem na to, jak potrafi Pani pomóc i uzdrowić ludzkie życie, by było spokojne i po prostu szczęśliwe. Zanim trafiłam do Pani byłam bardzo zagubiona. Miałam na swoim koncie ciągłe, powracające depresje, nerwicę, próby samobójcze, pobyty w szpitalach psychiatrycznych, bezsenne noce, brak apetytu, ciągłe uczucie zmęczenia, miesiące brania psychotropów- z mizernym zresztą skutkiem, gdyż leczono moją głowę, a tak naprawdę chora była moja wątroba, nerki, w zasadzie miałam wycieńczony cały organizm. Jednym słowem chore ciało i dosłownie „wyjącą duszę”. Do tego to okropne poczucie winy: „dlaczego nie potrafię wziąć się w garść?”. To był koszmar nie tylko dla mnie, ale także dla moich bliskich. Na szczęście smutne chwile mam już za sobą, a wszystko odmienił właśnie ten dzień, kiedy do Pani trafiłam. Byłam wtedy w okropnym stanie: ciągle płakałam, od dłuższego czasu nie mogłam zasnąć nawet na chwilę, mimo, że brałam antydepresanty i leki nasenne, nie jadłam, nie byłam w stanie podjąć żadnej decyzji, bałam się wyjść z domu i ciągle prześladowały mnie myśli samobójcze. Codziennie dziękuję Panu Bogu, że pozwolił mi  spotkać Panią na swojej drodze. I tak już po pierwszym zabiegu Reiki stał się cud – zaczęłam lepiej spać, jeść i pojawiła się nadzieja, że będzie lepiej. Boże z jaką ja niecierpliwością czekałam na kolejne zabiegi i rozmowy z Panią. Dziękuję Pani za cierpliwość w stosunku do mojej osoby, za te wszystkie cenne wskazówki i tak trafne decyzje, dzięki którym teraz jestem po jaśniejszej stronie mojego życia. Dziękuję, że poświęciła mi Pani tyle swojego cennego czasu i dziękuję za wszystkie słowa otuchy, które kiedy było mi naprawdę źle, tak bardzo pomagały. „Zobaczysz – będzie lepiej” – teraz uśmiecham się kiedy to sobie wspominam. Chcę także podziękować za ten czas, kiedy mój organizm toczył walkę z chorobą, na którą zresztą cały czas mnie Pani przygotowywała. Wiem, że bez Pani pomocy i wsparcia nie przetrwałabym tamtego „piekła’. Teraz potrafię stanąć przed lustrem i powiedzieć : „Kocham i wybaczam sobie, bo miałam prawo tak się czuć i to nie była moja wina”. Teraz odpoczywam od choroby, cieszę się codziennością i odbieram pozytywne sygnały od rodziny i znajomych, że bardzo się zmieniłam. Zresztą sama doskonale to czuję. Dzięki terapii – mam tu na myśli zabiegi Reiki, suplementy odżywiania, masaż stóp, terapię czaszkowo-krzyżową, książki i kasety, które mi Pani pożyczała, a także całe godziny rozmów z Panią (najlepsza na świecie psychoterapia! – moje samopoczucie zupełnie się zmieniło. Odczuwam spokój, radość, nie mam kłopotów ze snem, mam apetyt, zeszczuplałam (mój brzuch nie jest tak opuchnięty jak kiedyś), z łatwością przychodzi mi podejmowanie decyzji, chętnie spotykam się z ludźmi. Mam ciepłe stopy i dłonie, uregulował się cykl  miesiączkowy. Nie mam już ciągłego uczucia zmęczenia i chęci leżenia w łóżku. Mam więcej siły i energii. Zmieniłam także swój sposób odżywiania zgodnie z grupą krwi. Moja skóra nabrała zdrowego koloru, łatwiej się opalam, założyłam nawet strój kąpielowy, czego nie robiłam od lat. Słowem – wszystko co Pani mówiła, obiecywała po prostu sprawdziło się. Dziękuję Pani za opiekę nad moją córeczką, która przesypia już całe noce, nie ma problemów z wypróżnianiem, ma dobre wyniki moczu, jest radosna i szczęśliwa. Zauważyłam też fajne zmiany u męża, który mimo, że tego nie okazywał na pewno był zmęczony moją długotrwałą chorobą.

Jestem zaszczycona, że było mi dane Panią poznać. Życzę Pani samych słonecznych dni pełnych miłości i harmonii i dużo zdrowia, satysfakcji w wypełnianiu swojego pięknego i tak potrzebnego powołania.

 Małgorzata: Moje kłopoty trwały bardzo długo, a wszystko zaczęło się od nerwicy, potem doszły wrzody żołądka, kłopoty z jelitami, zawroty głowy, a co najgorsze cały ten stres i nerwy doprowadziły do choroby mojego syna. Po  wizycie u doktora kardiologa okazało się, że mam wypadanie przedniego płatka zastawki mitralnej. Wiązały się z tym uciążliwe dolegliwości tj. duszności, kołatanie serca, zwolnienia pracy serca oraz drętwienie lewej ręki. Bałam się wychodzić z domu, bo moje serce wariowało. Po wizytach u Pani Doroty było coraz lepiej. Suplementy odżywiania, zabiegi Reiki, masaże stóp i esencje Bacha bardzo mi pomogły. Na zabiegi chodziłam 2 lata, to bardzo długo, trzeba mieć dużo cierpliwości, ale było warto! Dziś jestem zupełnie inną osobą, ale mimo to, że dobrze się czuję zdecydowałam się jeszcze na terapię czaszkowo-krzyżową. Metoda ta rozluźnia, odpręża, człowiek zapomina o kłopotach i uczy się głębokiego oddychania. Dużo zawdzięczamy Pani Dorocie. Pojawiła się na naszej drodze w najbardziej odpowiednim momencie. Życie moje i syna bardzo się poprawiło, jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, otwartymi na świat. Z każdym dniem mamy więcej energii i siły by czerpać radość nie tylko od świata, ale również od ludzi nam bliskich. Na koniec chciałabym podziękować pani Dorocie za poświęcany czas, za obdarowanie nas życzliwym słowem i ciepłym uśmiechem. Z wyrazami szacunku.

Odmieniona pacjentka z zachodniopomorskiego: Droga Pani Dorotko! Bardzo dziękuję za doprowadzenie mnie do zdrowia. Leczenie zastosowane przez Panią odmieniło całkowicie mój organizm, moje nastawienie do innych i do samej siebie. Uzdrowiła mi Pani i ciało i duszę! Trafiłam do Pani z wielkim bólem nóg, brakiem snu, apetytu, oddechu, z ciągłym bólem głowy, chrypą, zanikiem głosu, bez czucia smaku spożywanych jakichkolwiek potraw, niską hemoglobiną (anemia), problemami skórnymi, zaparciami, z częstymi infekcjami i po silnym antybiotykowaniu. Po 3 miesiącach odzyskałam smak i znikły bóle głowy . Byłam bardzo uzależniona od leków przeciwbólowych. Wiele razy na terapii rozmawiałyśmy, że wkrótce nie będę ich używać i tak też się stało. Obecnie nie wiem co to ból głowy i łykanie tabletek. Prowadzone leczenie przyniosło bardzo pozytywne efekty. Jestem innym człowiekiem z pozytywnym nastawieniem do życia, pogodnym, uśmiechniętym i z wielkim poczuciem własnej wartości. Lubię o tym rozmawiać, i bardzo się cieszę, że spotkałam Panią Dorotę na swojej drodze. Ma Pani cudowne podejście do człowieka. Z wielkim sercem i oddaniem pomaga Pani innym. Terapia czaszkowo-krzyżowa trwała u mnie długo lecz warto było czekać na ten wynik. Jestem bardzo wdzięczna i z całego serca wspólnie z rodziną, a szczególnie z moim mężem dziękuję Pani za uzdrowienie, przywrócenie wiary w siebie, spokojny sen. Zawsze będę Panią mile wspominać, gdziekolwiek będę. DZIĘKUJĘ!

Małgorzata z rodziną: Pani Dorotko! Chciałam bardzo gorąco podziękować Pani za wyleczenie mnie z bardzo ciężkiej nerwicy. Moja choroba zaczęła się po śmierci mamy. Przyszłam rok temu do Pani po pomoc, ponieważ nie dawałam już sobie rady. Działo się ze mną coś strasznego. Miałam lęki, których bardzo się bałam i myślałam, że podczas ataku nerwowego coś mi się stanie, bo nikt mi nie zdąży udzielić pomocy. Leczyłam się pół roku u lekarza psychiatry i to bezskutecznie, brałam psychotropy a choroba tylko bardziej się pogłębiała. Panicznie bałam się nocy, ponieważ wtedy łapały mnie ataki, a już w żadnym razie nie mogłam zostać sama. Byłam już bliska obłędu, czułam, że coś dzieje się z moją głową i wtedy trafiłam do Pani. Z każdym miesiącem zaczęłam czuć się coraz lepiej. Zabiegi które Pani stosowała, były to : reiki, masaże stóp, esencje kwiatowe dra Bacha, suplementy odżywiania stawiały mnie na nogi, zaczęłam wracać do normalnego życia, ataki były coraz rzadsze i słabsze. Dzisiaj minął już rok a ja jestem taka jak dawniej, nie boję się już nocy, nie mam lęków. Teraz czuję się już zdrowa, a to wszystko zawdzięczam Pani Dorotce, za co chciałabym jej jeszcze raz bardzo mocno i gorąco podziękować, za to, że jest tak cudownym człowiekiem i potrafi pomóc ludziom takim jak ja, którzy jej bardzo potrzebują.

Agnieszka: Był styczeń 2016r. Wracałam z wyjazdu i poczułam się bardzo źle – jakieś ,,przeziębienie” mnie łapało, miałam mdłości, bóle głowy i ogólne osłabienie. Pięć lat wcześniej usunięto mi całe jelito grube ze względu na polipowatość i miałam od wielu lat anemię. Dzisiaj już wiem, że polipy w jelitach to pasożyty i ich cysty – wystarczyło więc oczyścić i wzmocnić organizm, a uniknęłabym tak katastrofalnej w skutkach operacji. Życie bez jelita grubego, z zatrutym organizmem jest  koszmarem!!! Po przyjeździe zrobiłam więc wyniki krwi, a lekarka przeczytała wynik i stwierdziła, nie zlecając posiewu, że to infekcja ogólnoustrojowa (dzisiaj już wiem, że była to toksemia czyli grzybicze zatrucie organizmu) zalecając BISEPTOL, czyli lek chemiczny na zakażenia bakteryjne oraz żelazo, ponieważ była anemia, jak zawsze. Po kilku dniach stosowania tej kuracji było ze mną coraz gorzej. Zaczęła się wariacja organizmu – palenie w żołądku i w jelicie cienkim, smak metalu w ustach (ewidentny objaw grzybicy) nudności, biegunki ze śluzem i krwią (grzybica) język obłożony (kolejny objaw grzybicy). Odsyłali mnie od specjalisty do specjalisty, przepisywali kolejne leki, w tym antybiotyki (dzisiaj wiem, że nakręcały tylko zagrzybienie i zatrucie organizmu) było nawet podejrzenie tocznia (objaw grzybicy). Czułam się fatalnie psychicznie i fizycznie. Zaczęłam chudnąć. Gastrolog z przerażeniem powiedział „Po co Pani bierze te antybiotyki, zabiją Panią..! Po takim kilkumiesięcznym „leczeniu” trafiłam do Szpitala na ul.Unii Lubelskiej w Szczecinie, gdzie po wstępnym badaniu i wywiadzie zalecono kolejny antybiotyk METRANIDAZOL, który jeszcze bardziej namnożył grzyby i zabił moją odporność całkowicie. W ciągu kilku dni schudłam 7kg. Po nieprzespanych nocach, drgawkach, dreszczach, obniżonej temperaturze ciała 35 stopni, rozsadzającym bólu głowy, paleniu i pieczeniu całego ciała trafiłam na SOR w Stargardzie, gdzie pobrano krew i wysłano do domu (ze względu na dobre wyniki krwi!?) Dzisiaj już wiem, że wycieńczony organizm fałszuje wyniki krwi – do krwi uwalniają się ostatnie rezerwy, w komórkach już niczego nie ma, stąd wielkie osłabienie. Toksyny też mają na to wpływ. Po kilku dniach, cały czas z tymi samymi objawami, wylądowałam znowu na SOR-ze. Tym razem zrobiono RTG i TK jamy brzusznej i odesłano do domu. W wypisie zafałszowano prawdę – nie napisano o dużej utracie wagi i bólach brzucha, natomiast według lekarzy jelita były bez zmian patologicznych (a mam przecież tylko jelito cienkie!). Nie oddano mi płytek z TK i RTG, chociaż nalegałam. Czy mieli coś do ukrycia? Organizm cały czas wariował, nie funkcjonowałam, nie mogłam pracować… Trafiłam znowu do Szpitala w Szczecinie, a tam lekarka wzięła wszystkie wypisy ze Szpitala i powiedziała: „Dlaczego nie ma wyniku z RTG jamy brzusznej, czy nie chcieli o czymś powiedzieć”? Teraz wiem, że lekarze w przypadkuł błednego leczenia, co w konsekwencji prowadzi często do sepsy czyli zatrucia organizmu „zamiatają wszystko pod dywan”, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności ! To jest karygodne w XXI wieku! Mój stan ogólny był coraz gorszy, nie kontrolowałam emocji, miałam dużo lęku, ponieważ coraz trudniej było mi logicznie myśleć i wypowiadać się, straszliwe osłabienie, codzienne biegunki, ciśnienie skakało, serce waliło, że o mało nie wyskoczyło z piersi, czułam, że… umieram i nikt nie reagowałł. Pielęgniarki w szpitalu chodziły i płakały – wiedziały co mi jest, a lekarze nie mieli odwagi cywilnej żeby nazwać problem po imieniu-sepsa! Stwierdzono tylko u mnie epizod depresyjny (dzisiaj już wiem, że to bzdura!) i skierowano mnie na psychiatrę. Okazuje się, że w przypadku zatruć jest to częsta procedura. Tam usłyszałam rozmowę pielęgniarek, że „umieram, tylko czemu nie w domu?”. Dlatego przestałam przyjmować psychotropy, bo czułam, że mnie dalej trują (wystarczy przeczytać objawy uboczne na ulotkach). Zostałam wypisana ze szpitala w fatalnym stanie, ale za to z dobrymi wynikami krwi!? Miałam wyznaczony termin kolejnego zabiegu wycięcia kolejnych polipów, tym razem z odbytu – na zdjęciach kolorowych z sigmoidoskopii widać wyraźnie zagrzybienie śluzówek, pleśń i stan zapalny, a lekarz tego w ogóle w opisie nie zdiagnozował, nie nazwał. Nie dostrzegł?? Laik to widzi…

UŚWIADOMIENIE

Serce kolatało, nie mogłam spać, paliło już całe ciało, okropne bóle głowy, bezsenność… Z ginekologii wychodziły szaro – bure, brązowe w ogromnej ilości upławy, a ginekolodzy nic nie mogli na to poradzić… Szukałam dalej ratunku u specjalistów, ale każdy co innego mówił i krył kolegów po fachu, zgodnie z powiedzeniem „ręka rękę myje”. Zaczęłam szukać informacji w Internecie. Coraz częściej zgadzały się objawy, że to infekcja nie tylko bakteryjna, ale przede wszystkim grzybicza i już wszystko zaczęło układać się w całość! Od wielu lat byłam tak leczona przez specjalistów, że wytworzyła się toksemia organizmu czyli zatrucie (sepsa!). Dzięki lekarzom najbliższa rodzina uważała mnie za „psychiczną”, bo według medycyny akademickiej byłam zdrowa, tylko z głową było „coś” nie tak… Dotarłam do dietetyczki, która na urządzeniu biorezonansowym potwierdziła obecność w moim organizmie grzybów, pasożytów, bakterii i ogólne zatrucie organizmu. Dostałam zalecenia dietetyczne. Nadal było jednak bardzo źle…

OBUDZENIE

W pewnym momencie przypomniałam sobie o Pani Dorocie Ochman. Kilkanaście lat temu była nauczycielką mojej córki, z piękną filozofią zdrowia, już wtedy mówiła o mądrych nawykach żywieniowych, suplementach odżywiania. Już wtedy była wielką orędowniczką medycyny naturalnej, dzięki której wyszła z choroby śmiertelnej, właśnie z ogólnoustrojowej poantybiotykowej grzybicy. Wspaniała, ciepła, miła Osoba. Namiary na gabinet znalazłam w internecie i umówiłam się na pierwszą wizytę. Nie musiałam dużo opowiadać, wystarczyło, że mnie zobaczyła jak wyglądam  i już wiedziała:-grzybica ogólnoustrojowa i zatrucie organizmu! Rozpoczęłam terapię holistyczną w gabinecie Pani Dorotki. Dzięki zabiegom energetycznym,terapii czaszkowo-krzyżowej, Dwupunkcie, zmianie nawyków żywieniowych, suplementacji wysokiej jakości produktami, wodzie alkalicznej, moje ciało zaczęło się powoli zmieniać. Ciepły, miły głos Pani Dorotki, jej kompetencje, wiedza, doświadczenie dwudziestoletnie, zrozumienie człowieka cierpiącego,poświęcony czas, wsparcie psychiczne, duchowe, fizyczne – nie sposób tego opisać słowami. Wiem, że dzięki całościowej terapii Pani Doroty Ochman, Jej wielkiemu wsparciu –żyję! Odeszło pieczenie całego ciała, nie ma przeraźliwego bólu głowy, jestem spokojniejsza, mniej emocjonalna, zdecydowanie zmniejszył się lęk, nie ma paniki i przerażenia, jest nadzieja, nie płaczę, jest więcej siły i więcej mocy do walki o PRAWDĘ. Witaminy, minerały, zioła z Calivity, zalecane w dawkach terapeutycznych robią cuda – wzmacniają i oczyszczają moje ciało, a afirmacje, modlitwy, które dostaję od p.Dorotki uzdrawiają moją obolałą Duszę. Już nie chudnę, przebarwienia brązowe (grzybicze) na brzuchu jaśnieją, zmian zapalno-grzybiczych na rękach i nogach jest trochę mniej. Zdaję sobie sprawę, że zdrowienie to długi, wieloletni proces. Muszę uzbroić się w cierpliwość, ale przynajmniej mam nadzieję…

Człowiekowi dopiero otwierają się oczy jak stoi nad grobem jak do tej pory był „leczony”, a właściwie nie leczony, tylko zatruwany. Leki, które miały pomagać wyłączały objawy, odporność, maskowały choroby, a proces destrukcji organizmu z roku na rok postępował i atakował kolejne narządy.

Kochani, uważajcie na leczenie konwencjonalnej medycyny, miejcie oczy szeroko otwarte,czytajcie dokładnie ulotki, na których są okropne działania niepożądane. To działa dokładnie tak, jak tam piszą! Słuchajcie sygnałów swojego ciała i duszy,a nie co się przypadkowym lekarzom „wydaje”. Antybiotyki, sterydy, leki przeciwbólowe, hormonalne doprowadzają do chorób przewlekłych, do zatrucia organizmu a w końcu do sepsy, nowotworów, na które medycyna klasyczna ma tylko jeden sposób – garść kolejnych leków chemicznych.

Dlatego dziękuję, że jest taka osoba jak Pani Dorotka, która tłumaczy,uświadamia i pomaga ludziom,którym medycyna akademicka nie potrafi już pomóc.

PODZIĘKOWANIE

Pragnę z całego serca podziękować córce Adriannie, która bardzo mnie wspiera, szczególnie w momentach, kiedy najbliżsi nie zrozumieli istoty mojego problemu zdrowotnego i za lekarzami zaprzeczali PRAWDZIE. Wierzę, że najbliższa rodzina zmieni całkowicie nastawienie i pomoże mi odzyskać upragnione zdrowie, już powoli to się dzieje. Dziękuję również moim przyjaciołom, którzy nigdy nie zostawili mnie i zawsze mogę na nich liczyć.

Jestem wdzięczna Pani Dorotce za Wszystko! Jest Pani moim wielkim wsparciem, nie tylko psychicznym, a Pani wie najlepiej jakim! Bez Pani serca i wspaniałej pracy nad moim umęczonym ciałem i duszą nie byłoby mnie już na tym świecie… a tak cały czas walczę o zdrowie, ale to dzięki Pani!

Dziękuję to za mało i nie ma słów, by to wyrazić!!!

Agnieszka Stach, Stargard, grudzień 2017r.

Z kartki świątecznej: Każdego w życiu coś niespodziewanego czeka. Nie zawsze wszystko idzie tak , jakbyśmy tego chcieli. Czasami mamy już dosyć wszystkiego. Lecz nagle pojawia się światełko w tunelu…

 

Agata: Jest późny wieczór, najstarszy pięcioletni syn zakaszlał. Niby nic nadzwyczajnego, ale ja już wpadam w panikę. Ta noc będzie jeszcze do przeżycia ale wiem, że kolejna będzie walką i strachem. Po w miarę spokojnej nocy, od rana syn zaczyna systematycznie kaszleć. Kaszel jest słyszalnie wilgotny. Wieczorem syn jest już umęczony, kaszle częściej, a ja już boję się nocy. Około 21 zasypia. Dzwonię do męża do pracy z drżącym głosem, uprzedzając co ma już miejsce, nie mówię za dużo, oboje podświadomie wiemy co nadchodzi. Średnio co 10 minut męczy go kaszel…jeszcze nie duszność, ale ja już wiem co się zbliża, leżę, czuwam, nasłuchuję, znam ten scenariusz niemal na pamięć. Nie włączam telewizora, radia, nic… wyostrzam wszystkie zmysły. Mąż dalej w pracy, zaczynam mieć do niego żal,  młodszy 3 letni synek śpi, ja w połowie ciąży z trzecim synkiem. Natłok natrętnych myśli, kociokwik, planowanie do przodu najgorszych scenariuszy, torba czeka w przedpokoju, myślę co spakować do szpitala, myślę, kiedy to samo dopadnie młodszego ( bo zawsze chorowali wspólnie), myślę, co zrobię jak urodzi się najmłodszy, jak to wszystko ogarnę, jak im ulżyć w chorobach…??? (co strach robi z człowieka, jak może doprowadzić do takiego stanu, że zamiast wyczekiwać dnia narodzin ze szczęściem, ja myślę o czarnych scenariuszach…). Na chwilę spokój, nawet chyba usnęłam. Budzi mnie jeden krótki atak kaszlu suchego, szczekającego. Jest przed północą, zaczyna się. Biegnę do syna, on zaspany zaczyna płakać. Sadzam go u siebie w sypialni, panicznie biegam, szukam telefonu i inhalatora. Syn ciężej oddycha, kaszel szczekający się nasila. Wlewam znienawidzony pulmicort, dzwonię do męża płacząc i nakazując powrót! Uruchamiam inhalator. Syn wpada w panikę, z trudem oddycha, 5 minut inhalacji, kaszel potworny, zakładam mu czapkę, okrywam kołdrą i do otwartego okna, by łykać mroźne powietrze, to wg lekarzy ratuje w dusznościach. Jestem spanikowana, trzęsę się cała, płaczę, trochę histeryzuję ale staram się nie tracić zimnej krwi. Wszystko zrobię dla dzieci. Oddech ciężki i krótki, świszczący, te jego oczy przerażone i przelęknione błagające o ulgę. Młodszy syn budzi się z płaczem i wyciąga do mnie rączki. Mąż wraca z pracy. Powtarzamy inhalacje, nie skutkuje nic. W międzyczasie już spakowałam torbę, zawołałam babcię do młodszego i pojechaliśmy na SOR.

Tak działo się kilka razy w roku. Opisałam tylko problemy układu oddechowego, bo przez nie przeżyłam największą traumę.

W skrócie od początku…

JAK STANDARDOWE LECZENIE ZRUJNOWAŁO ZDROWIE MOJEMU SYNOWI.

Najstarszego syna Borysa urodziłam z wadą serca. W wieku 6 miesięcy poddany był operacji korekty tej wady. W tym miejscu pragnę podziękować z całego serca kardiochirurgowi prof. Michałowi Wojtalikowi za uratowanie naszego syna. Po pooperacyjnym zapaleniu oskrzeli i opanowanej z trudem sepsie, wróciliśmy do domu. Syn szczepiony wg kalendarza i jeszcze dodatkowymi ( wybacz mi synu).

Odporność bardzo słaba, częste infekcje układu oddechowego, zapalenia ucha, układu moczowego, zmiany skórne, zawsze antybiotyk, bo dodatkowo ciążyła na nas profilaktyka zapalenia wsierdzia. Wielokrotne pobyty w szpitalach. Gorączka zawsze zbijana przy 38,5.

W wieku 2 lat bardzo silne odparzenia i rany okolic pieluszkowych. Wnikliwa higiena, kremy i antybiotyki nie pomogły. Dopiero silna maść ze sterydem dla dorosłych pozwoliła powoli ( przez 2 miesiące) zaleczyć ciałko.

W wieku 3 lat stwierdzona astma oskrzelowa. Mnóstwo medykamentów i słowa, że to tak na razie, bo będziemy zmniejszać dawki stopniowo, a astma szybko potraktowana lekami i sterydami teraz, może pozwolić na jej wyleczenie w późniejszym wieku. Minął niecały rok a efekt niestety odwrotny. Dawki większe i silniejsze sterydy, poprawy brak a co najgorsze, że stan się pogarszał. Byłam zdesperowana, przecież jestem dobrą, troszczącą się matką, nie bagatelizowałam przecież nigdy żadnego symptomu, słuchałam lekarzy jak wyznawca sekty, systematycznie wykupywałam i podawałam często nietanie leki. Czułam się bezradna, bez wyjścia, zadając sobie pytanie czy aby na pewno zrobiłam wszystko i czy to co do tej pory robiłam było DOBRE.

Teraz już wiem, CEL BYŁ DOBRY, METODY I ŚRODKI NIESTETY NIE.

ZATRZYMANIE.

Trafiłam za poleceniem koleżanki na wykłady dotyczący zdrowego odżywiania. Gluten… cukier… żywność przetworzona… nabiał… farmacja… Moje dzieci, sama je truję ze świadomością że bardzo o nie dbam!!!

            Niemal natychmiast wdrożyłam dobre nawyki żywieniowe w całej rodzinie i bardzo ryzykownie odstawiłam z dnia na dzień wszystkie farmaceutyczne trucizny. Efekt był dziwny wtedy dla mnie, dzieci dalej co jakiś czas chorowały! Teraz wiem, że to były próby oczyszczania organizmu, tylko tak już słabiutkiego, że w momentach tąpnięć musiałam i tak podeprzeć się wyniszczającymi sterydami, które przestawały wkrótce pomagać.

            Dobra dieta, odstawiona chemia, odstępy między chorobami się wydłużały, ale niestety, zachorowania były coraz bardziej spektakularne i nie do przewidzenia w przebiegu oraz skutkach. Strasznie mnie to męczyło, drążyłam i analizowałam, szukałam, pytałam… i znalazłam…

ŚWIATEŁKO W TUNELU.

Wróciłam od lekarza bo najstarszy miał fatalne objawy anginy, dostał antybiotyk… byłam bardzo temu przeciwna, na co p. Doktor odpowiedziała mi zastraszającą kontrą nt. profilaktyki zapalenia wsierdzia, powikłań po rozprzestrzenieniu się bakterii po organizmie, że anginy nie wyleczy się bez antybiotyku i w ogóle jaka ze mnie mama nieodpowiedzialna i buntownicza…

Po pół godziny rozmyślań podałam pierwszą ( i mam nadzieję że ostatnią w jego życiu) dawkę antybiotyku. Zaraz potem dopadły mnie wyrzuty sumienia… Dzwonię do koleżanki, która kiedyś w rozmowie podała mi nazwisko jakiejś Pani, która leczy naturalnie…szukam w internecie…Dorota Ochman.

Do dziś pamiętam pierwszą rozmowę z P. Dorotką, jej ciepły i spokojny głos, wiedziałam, że to jest to czego szukam od długiego czasu. Moje światełko w tunelu, najjaśniejsze ze wszystkich!!!

PRZEBUDZENIE.

Potem wszystko działo się tak, jak miało być. Opieka u Pani Dorotki to pomoc dla ciała fizycznego i dla duszy, co często bagatelizujemy.  Mimo strachu i obaw podczas oczyszczań organizmu nigdy nie zwątpiłam, zawsze byłam uczciwa, poddałam się ogromnej wiedzy, doświadczeniu i intuicji P. Doroty. Nie jest to droga krótka, wymaga wytrwałości, dyscypliny, zaufania, szczerości, ale nagroda i efekt wynagradza wszystko!!! Przebudzenie, odrzucenie strachu i lęku który blokuje umysł i ciało,  nowa siła, nadzieja, radość z życia, wiedza w którą lekarz Cię nigdy nie wyposaży, szczęśliwe i w końcu zdrowe dzieci to tylko namiastka tego co ta dobra kobieta wniosła do mojego życia…i życia najbliższych oraz znajomych, którzy za moim śladem do niej trafiają.

PODZIĘKOWANIE.

Dziękuję moim dzieciom, mężowi, mamie, siostrom i najbliższym którzy zawsze wspierali i nigdy nie zwątpili w trudnych chwilach.

Dziękuję sobie za wytrwałość, pokorę i miłość.

Wreszcie dziękuję z całego serca Pani, kochana Dorotko! Pani wie za co…za nowe życieJ

APEL DO WAS RODZICE.

Drodzy rodzice, przyjrzyjcie się czym karmimy ciałka naszych dzieci, począwszy od urodzenia: masą neurotoksycznych szczepień, mlekami sztucznymi, śluzotwórczym (!) nabiałem w postaci mleczka, kakao, kolorowych jogurcików, serków…dalej przetworzoną, zupełnie bezenergetyczną i wyniszczającą żywnością przetworzoną: tak uwielbiane paróweczki, szyneczki, pizze, fast foody, zupki z proszku, białe chrupiące pieczywo zaklejające i rozszczelniające jelita…i słodycze- nie boję się nazwać śmiercionośne. Do tego dodamy sposób leczenia daleki od naturalnego…kolorowe syropki, spray’e, malinowe antybiotyki ( których celem pierwotnym było ratowanie od śmierci a nie podawanie na katar, kaszel czy ból gardła), środki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe podawane jak te pyszne bułeczki…nie zapominając o rakotwórczych kosmetykach dla dzieci…Mamy gotową tykającą bombę, nie wiemy kiedy wybuchnie.

Zatrzymajmy się chwilę, czy warto? To jest szybkie i wygodne, ale organizm kiedyś w końcu powie stop, czasem drastycznie!

Trzymam kciuki za tych poszukiwaczy, tych odważnych, czasem muszących płynąć pod prąd wbrew normom i regułom. Szukajcie drogowskazów!!!  Mnie one zaprowadziły do Pani Dorotki.

Agata  Kukla, październik 2017 r.