MEDYCYNA NATURALNA

– POWRÓT DO ŹRÓDEŁ CHOROBY

mgr Dorota Ochman

Jestem dyplomowaną naturoterapeutką i od ponad 10 lat prowadzę CENTRUM TERAPII NATURALNEJ w Stargardzie Szczecińskim. Zajmuję się medycyną naturalną (holistyczną), która widzi człowieka jako całość, a nie tylko jego konkretną chorobę.Medycyna holistyczna, czyli całościowa łączy ze sobą ciało , duszę i umysł i nadaje emocjom ogromny wpływ na zdrowie. Medycyna ta jest również medycyną energetyczną, która źródła choroby upatruje nie w czynnikach zewnętrznych (bakterie, wirusy, grzyby, pasożyty) a w zaburzonym przepływie energii, niewłaściwej pracy tzw. siły życiowej.
Przyczyna choroby nie musi leżeć poza organizmem człowieka, bo w takim przypadku lekarz, przyjmujący kilkunastu pacjentów dziennie, musiałby być stale chory. Chorują tylko ci, którzy mają zachwianą równowagę organizmu: są osłabieni energetycznie, mają rozchwiane emocje, słabo radzą sobie ze stresem a co za tym idzie mają obniżoną odporność. Medycyna holistyczna uważa, że przyczyna choroby tkwi wewnątrz organizmu.
Choroba to zaburzenie organizmu, brak homeostazy czyli równowagi, zakłócenie swobodnego przepływu energii, a konkretnymi jej objawami są wszelkie bóle, stany zapalne, osłabienia.
Wg twórcy homeopatii Hahnemanna zdrowie to dobrostan na trzech poziomach:

  • wolne od bólu i swobodne w ruchu ciało
  • zrównoważone emocje
  • wolny od uprzedzeń i wytrwale dążący do prawdy umysł

Za utrzymanie zdrowia odpowiada siła życiowa czyli energia (czujemy energię lub jej brak). Wszystkim chorym brakuje właśnie tej siły. Stąd tak ważne w pierwszym etapie uzdrawiania zabiegi bioenergetyczne, doenergetyzujące nerki, nadnercza, wątrobę, grasicę, płuca, trzustkę, serce czyli narządy będące akumulatorami energii całego organizmu.
Energia życiowa zależy przede wszystkim od czynników psychicznych: wszelkich emocji i wyobraźni człowieka. I tak, najpierw powstaje nierozwiązany problem natury psychicznej (np. śmierć bliskiej osoby, wypadek, rozstanie) lub wyobrażony (np. odczucie odrzucenia, lęk o chorą matkę, strach, dziecku wydaje się, że mama kocha go mniej, niż rodzeństwo, niskie poczucie własnej wartości). Ten nierozwiązany problem psychiczny niekorzystnie wpływa na siłę życiową, wywołując zaburzenia emocjonalne. Powstaje uczucie przygnębienia, rozdrażnienia, złości, zazdrości, lęku, smutku. Jeżeli z wieloma uczuciami i emocjami nie potrafimy już sobie poradzić, pojawia się agresja fizyczna, słowna lub depresja. Przykre przeżycia i związane z tym emocje próbujemy wygłuszyć, wymazać z pamięci, lecz schowane przez wiele lat głęboko w podświadomość prowadzą do rozregulowania ciała fizycznego. Pojawiają się pierwsze objawy fizyczne: bóle, stany zapalne czyli to, co medycyna akademicka nazywa chorobą. Człowiek zaczyna się skarżyć na wysypki skórne(„zasługuję na odrzucenie”), ból gardła(„nie mogę czegoś wypowiedzieć”), bóle uszu(„nie mogę tego słuchać”), kamicę pęcherzyka żółciowego („jestem wściekły, zły”),owrzodzenie jelit(„boję się uwolnić od przeszłości”), mięśniaki („tęsknię za miłością”).
Chorobę możemy przyrównać do drzewa , którego korzenie tkwią głęboko w psychice i emocjach. Po pewnym czasie drzewo wydaje owoce. Niektóre z nich są chore, więc szybko je zrywamy i wyrzucamy(np. usuwamy migdałki z powodu częstych angin, pozbywamy się macicy z powodu mięśniaków, usuwamy pęcherzyk żółciowy z powodu kamieni). Nie oznacza to jednak ,że zostaliśmy wyleczeni, bowiem korzenie choroby nie zostały nawet dotknięte(czyli nie dotarliśmy do prawdziwej przyczyny). Cieszymy się bo chwilowo nie ma dolegliwości, ale nie zastanawiamy się, dlaczego nasze drzewo wydało chore owoce, czyli skąd wzięła się choroba, nie chcemy lub boimy się rozdrapywać stare, zabliźnione rany. Usuwając owe zaburzenia nie przywróciliśmy równowagi w organizmie, wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej ją zakłóciliśmy i w przyszłości będzie to skutkować coraz trudniejszymi do wyleczenia dolegliwościami.

Spróbuję zobrazować to na przykładzie. W miłej kochającej się rodzinie przychodzi na świat drugie dziecko. Rodzice dołożyli wszelkich starań, aby jak najlepiej przygotować starsze dziecko na przyjęcie młodszego. Jednak zdrowe, wesołe, kilkuletnie dziecko nie może pogodzić się, iż nie jest jedyne. Wydaje się jemu, że mama więcej uczucia okazuje młodszemu(bo karmi je, przewija, cały czas przytula). Siła wyobraźni powoduje, że zaczyna odczuwać zazdrość, smutek, żal, lęk. Nie chce jednak sprawiać przykrości rodzicom, więc nie okazuje jawnie zazdrości, ale nie może również sobie sam z tym niszczącym uczuciem poradzić. Stres powoduje napięcia w głowie i w całym organizmie. Powstają różne blokady energetyczne. W rezultacie osłabia się energia życiowa, spada odporność i zaczynają się choroby ciała. Początkowo są to błahe przeziębienia, potem ropne anginy. W wymazie gardła wychodzi raz gronkowiec , raz paciorkowiec, a leczenie antybiotykami nie przynosi oczekiwanych efektów – wręcz odwrotnie – na skutek przeantybiotykowania osłabiona wątroba, nerki i jelita powodują jeszcze większy spadek odporności organizmu.
Migdałki usunięto, ale pojawiły się inne objawy – uporczywe katary, zapalenia zatok, ból ucha, bóle głowy i znowu kolejne kuracje antybiotykowe. Kilka lat takiego „leczenia” i organizm alergizuje się i pojawia się astma. Zaczyna boleć kręgosłup lędźwiowy i wyraźnie są napięte barki. Ortopeda stwierdza skrzywienie kręgosłupa.Dziecko rośnie, i jeżeli jest to dziewczynka, pojawiają się kolejne problemy, tym razem ginekologiczne. Stany zapalne, torbiele na jajnikach, bolesne nieregularne miesiączki. Lekarz zaleca leki hormonalne, po paru latach stwierdzone są duże mięśniaki na macicy. Najlepszym rozwiązaniem jest więc usunięcie macicy. Potem były guzki na piersiach i tarczycy, które również zoperowano. Pojawiły się również kłopoty z sercem, zakrzepowe zapalenie żył, wreszcie problemy z wątrobą, kilkudniowe zaparcia. Żylaki też w końcu usunięto operacyjnie, ale problemy z ciśnieniem doprowadziły do zawału, a następnie rozległego wylewu krwi do mózgu.
Przez wiele lat nie sięgnięto do korzeni choroby, do prawdziwej przyczyny niedomagań, do tego uczucia zazdrości z dzieciństwa, dlatego kobieta wiele lat cierpiała, a choroba odbyła swoją wędrówkę od najmniej ważnych organów do coraz ważniejszych.

Może być nieco inna historia choroby. Wiadomo, że każdy człowiek rodzi się z pewnymi obciążeniami po rodzicach (najczęściej są to osłabienia a nie genetyka!). U dziecka wszystkie procesy fizjologiczne przebiegają znacznie szybciej, a przepływy energetyczne nie są na ogół zaburzone. Siła (energia) życiowa próbuje pozbyć się niepotrzebnego balastu. Najprościej osiągnąć ten cel przez skórę, toteż u naszego niemowlaka pojawiają się różnego rodzaju wysypki skórne (skóra informuje, że została zakłócona równowaga wewnętrzna organizmu). Zaś rodzice szybko i skutecznie usuwają zmiany przy pomocy maści sterydowych.

Siła życiowa próbuje innego sposobu, aby oczyścić maluszka -poprzez przewód pokarmowy. Zaczynają się biegunki. Stolec luźny, kilka razy dziennie, czasem zielony lub ze śluzem. Mimo to dziecko jest spokojne, ma dobry apetyt i przybywa na wadze. Jednak zaniepokojeni rodzice zgłaszają się do lekarza i ponownie tłumią „zdrowy” objaw i próbę przywrócenia równowagi w organizmie. Leki chemiczne blokują naturalne procesy oczyszczania. Następnym etapem zwykle bywają przeziębienia, przewlekłe katary, zapalenia gardła, uszu, kaszel i ogólne zaflegmienie górnych dróg oddechowych (organizm przez katar i kaszel próbuje oczywiście oczyścić się z zaflegmienia), następuje powiększenie węzłów chłonnych, przerost migdałków. Po kolejnej infekcji lekarze zalecają usunięcie migdałków (migdałki – tkanka chłonna, organ odpornościowy organizmu, wychwytujący i niszczący bakterie), a po krótkim czasie dziecko ma alergię i astmę oskrzelową i skazane jest, według medycyny akademickiej na leki do końca życia.

Usunięcie objawu za pomocą chemicznej tabletki nie likwiduje choroby, nic nie znika, z niczego się nie wyrasta, choroba jedynie może zmienić postać lub miejsce i coraz głębiej wchodzi w ciało, powodując coraz więcej dolegliwości. Lekarze proponują kolejne porcje leków chemicznych. Laryngolog próbuje nam leczyć uszy i gardło, kardiolog – serce, nefrolog – nerki, gastrolog – żołądek, a nasze umęczone, „porozdzielane” na kawałki ciało boli i buntuje się, a dusza – „wyje” żałośnie prosząc o właściwą pomoc, o zajęcie się całością (ciałem i duszą) i prawdziwymi przyczynami chorób, czyli emocjami i napięciami odkręgosłupowymi zaburzającymi prawidłową pracę wszystkich narządów.

Lęk i strach z dzieciństwa to emocje, które bardzo silnie napinają cały kręgosłup, całą głowę i silnie wpisują się w ciało fizyczne powodując blokady energetyczne i emocjonalne już w dzieciństwie. Dlatego tak ważne są metody całościowe (holistyczne), których niestety nie uznaje medycyna konwencjonalna i dlatego jest tak daleko dzisiaj od pacjenta. Doświadczyłam tego wyraźnie korzystając przez 35 lat swojego życia z jej usług. Pod opieką specjalistów „wchodziłam” w coraz większe rozregulowanie organizmu, czując się fatalnie i psychicznie i fizycznie. W wieku 35 lat osiągnęłam „dno zdrowotne”(2,5 roku ciągłych zwolnień lekarskich i propozycja renty chorobowej) i postanowiłam zmienić medycynę konwencjonalną na niekonwencjonalną. I zdarzył się cud! Dzięki terapiom naturalnym nie tylko odzyskałam zdrowie psychiczne i fizyczne, ale zmieniło się diametralnie moje dotychczasowe życie. Ukończyłam 3-letnie studia z zakresu terapii naturalnych(zakończone dyplomem państwowym) i liczne kursy specjalistyczne, w konsekwencji – zdobyłam drugi zawód: bioenergoterapeuty i naturoterapeuty, z czego jestem niezmiernie dumna.

To, co medycyna konwencjonalna nazywa wyleczeniem często bywa tylko stłumieniem i zepchnięciem choroby w głębsze warstwy organizmu, a w konsekwencji do powstania poważnych zaburzeń emocjonalnych i somatycznych. Do CENTRUM TERAPII NATURALNEJ trafiają tak właśnie leczeni przez wiele lat pacjenci: i dzieci i dorośli, którym medycyna konwencjonalna nie daje szans na wyzdrowienie. W moim gabinecie proponuję tylko takie metody naturalne, które działają na całego człowieka. Po kilku miesiącach terapii pacjenci zaczynają pozbywać się dręczących latami dolegliwości, zaczynają odzyskiwać wiarę w wyzdrowienie i odzyskują energię, czyli siłę życiową niezbędną do normalnego funkcjonowania organizmu i, co najważniejsze, do pokonania choroby.

W CENTRUM TERAPII NATURALNEJ proponuję tylko takie metody naturalne, które działają holistycznie(całościowo) na całego człowieka i jego cztery wymiary: ciało fizyczne, ciało emocjonalne, ciało mentalne i poziomy duchowe. Są to przede wszystkim: zabiegi bioenergoterapeutyczne, esencje kwiatowe dr. Bacha, osteopatię kranialną (terapię czaszkowo – krzyżową), radiestezję terapeutyczną, porady dietetyczne, a preparaty naturalne(witaminy, minerały, zioła) dobieram radiestezyjnie.
Ciężkie choroby degeneracyjne jak: cukrzyca, nowotwory, niewydolność krążenia, schorzenia kręgosłupa, stwardnienie rozsiane nie spadają na nas jak grom z jasnego nieba, lecz rozwijają się powoli wskutek niezrozumienia tego, co chce nam przekazać nasz organizm (ciało) i nasza siła życiowa (dusza).
Od chwili narodzin nasze ciało przyjmuje na siebie somatyczne skutki naszych emocjonalnych przeżyć. Lęk, żal, nienawiść, poczucie winy, smutek prowadzący do zniechęcenia – to uczucia, które głęboko „siedzą” w ciele. Jeżeli czujesz „ołowiane nogi”, „ściskanie w dołku”, „gulę w gardle”, pieczenie w barkach – wszystko to można uwolnić i oczyścić z emocji poprzez takie techniki jak: głębokie rozluźnienie, świadomy oddech czy esencje kwiatowe.
W każdym momencie choroby warto więc wspierać się medycyną naturalną, której metody nie tłumią żadnych objawów chorobowych, pomagają dotrzeć do prawdziwych przyczyn choroby i przywracają naturalną równowagę w organizmie.
Pomagając dzisiaj chorym spłacam dług wdzięczności wobec wszystkich naturoterapeutów i wszystkich ludzi dobrej woli którzy pomogli mi wyjść z bardzo poważnego kryzysu zdrowotnego. Cieszę się, że proponowane przeze mnie terapie są światełkiem nadziei w ciemnym tunelu najróżniejszych chorób.